…albo „po sezonie”, albo po prostu off-reko. Bo Draconia nie spotyka się tylko w realiach pełnej rekonstrukcji, spędzamy ze sobą czas i poza ową. Czasem zupełnie bez związku (no dobrze: tak zupełnie-zupełnie to nigdy, bo to po tylu latach znajomości nie jest możliwe…), czasem w formie „cywilnych” warsztatów. Ten wpis poświęcony jest miejscowości Grotowice, gdzie we włościach naszego Sikora bywaliśmy ostatnio nader często. Odbyła się tam w październiku zeszłego roku nasza doroczna Uczta, a potem… to co poniżej.
Na przykład w styczniu i lutym zadbaliśmy o naszą kondycję, zdrowie i hart ducha uruchamiając projekt Igor i Morświny. Nie znamy się specjalnie na jakże modnym ostatnio morsowaniu, ale moczenie się w zimnej wodzie mamy z grubsza opracowane z przeróżnych innych wcześniejszych okazji. Do tego lubimy własne towarzystwo, przaśne potrawy, muzykę ludową i okowitę oraz inne destylaty. Jak to zebrać do kupy, to wychodzi coś takiego:
Kapusta z fasolą, szare kluski, albo pieczone ziemniaki z ogniska! Tego na imprezie Średniowiecznej człowiek nie zje, ze względów wiadomych… Więc kiedyś trzeba sobie pofolgować!
W lutym mieliśmy sporo szczęścia co do pogody trafiając z powyższą przygodą w bodaj jeden idealny moment. W marcu nie zanosiło się na takie szczęście, więc ruszając z wizytą do Grotowic przygotowaliśmy plan zapasowy – ad hoc zorganizowane „warsztaty”. Bo w końcu każdy zawsze ma coś do zrobienia czy naprawienia, a przy dobrym jedzeniu i z towarzyszącą spotkaniu rytualną libacją łączymy przyjemne z pożytecznym:
I tak toczy się nasze spokojne a szczęśliwe życie w Draconii, gdzie nie tylko rekonstrukcją człowiek żyje!