Witam w części drugiej moich nieudolnych i komicznych starań stworzenia przedmiotów ceramicznych. Zakładam drogi Czytelniku, że już jesteś po lekturze części pierwszej i ciekawi cię co działo się dalej z moimi garnkami. Zatem zapraszam do lektury bo jak się okazuje suszenie jest ważnym elementem całego procesu.

Cierpliwość twym przyjacielem

Im wolniej glina będzie wysychać tym lepiej dla końcowego efektu. Nie powinno się tego procesu przyśpieszać przy pomocy suszarki czy piekarnika. Najlepiej postawić gary w takim miejscu by nie miały wilgoci i gdzie powietrze czasem się wymienia. Moje kreacje stały na podłodze pod ścianą w sypialni. Po 10 dniach postawiłem je bliżej grzejnika. Latem myślę, że najlepszym miejscem będzie parapet przy lekko uchylonym oknie. W każdym razie im mniej gwałtownie woda opuści nasz materiał tym lepiej. Dopiero po kilku dniach na ciepłym grzejniku zdecydowałem się włożyć skorupy do piekarnika i bardzo (bardzo) powoli rozgrzewałem go do 160oC. Piekarnik wyłączyłem i zostawiłem do ostygnięcia. Po wyjęciu z piecyka, garnki nie straciły na wadze czyli cała woda jaka mogła z nich wyparować już to zrobiła. Wniosek: suszenie w temperaturze pokojowej na parapecie zupełnie wystarczy.

Pęknięcia twoim wrogiem

Wspomniałem w części pierwszej o dodawaniu do gliny różnych innych materiałów. Przy formowaniu raczej przeszkadzają ale dzięki nim teraz zmniejszamy ryzyko pojawienia się pęknięć, które są przesłanką do porażki podczas wypału. Glina mocno się kurczy kiedy wysycha a zawarte w niej domieszki działają trochę jak zbrojenie w betonie i nie pozwalają glinie się rozerwać. Moje gary mają różne ilości domieszek dzięki temu będę mógł porównać końcowe efekty.

Kolejną przyczyną pojawienia się pęknięć jest mało umiejętne sklejanie kolejnych warstw wałków podczas robienia ścianek naczynia. Myślę, że to właśnie z tego powodu powstało pęknięcie powyżej. Jest ono dokładnie tam gdzie do uformowanego osobno dna dokleiłem pierwszy wałek do zrobienia ścianki. Niestety to jest zwyczajny brak doświadczenia z mojej strony i tylko trening może pomóc

Teoria wypalania

Z niecierpliwością oczekiwałem dnia kiedy będę mógł napalić w kominku u rodziców i wypalić moje koślawe kulfony. Wypalanie jest najbardziej emocjonującym etapem całej imprezy bo to właśnie tu gramy o wszystko, albo nic.

Zanim jednak opiszę jak mi poszło trochę o tym czemu wybrałem taką metodę. Otóż jest ona najbardziej prymitywna i nie wymagała od ludzi antyku żadnej dodatkowej infrastruktury bo wszystko co jest potrzebne już mieli chociażby do przygotowywania jedzenia. Płomień ogniska bez problemu może osiągnąć temperatury potrzebne do wypalenia gliny jeśli jest odpowiednio karmiony tlenem i paliwem. Piece do wypalania ceramiki mają tą zaletę, że są bardziej wydajne i osiągają wyższe temperatury.

Z badań archeologicznych wiemy że ceramika kultury Przeworskiej wypalana była przeważnie w otwartych paleniskach i właśnie dlatego wybrałem taką metodę ( i dlatego że mam złe doświadczenia z budowaniem pieców w nie odpowiednich miejscach).

Zabawy z ogniem

Nadeszła w końcu ta chwila i uzbrojony w wiedzę, entuzjazm, opał i zapałki zajechałem do rodziców i rozpocząłem prace.

Zaczęło się dobrze. Rozpaliłem mały ogień i postawiłem garnki przy nim, aby powoli zaczęły się rozgrzewać. Pomysł był taki, żeby stopniowo zwiększać płomień i wstawić garnki do powstałego żaru. Potem miałem napalić kolejne ognisko na ceramice i palić aż osiągnie temperaturę co najmniej 700-750oC. Kupiłem nawet na tę okazję pirometr.

Niestety, każdy nawet najlepszy plan nie wytrzyma pierwszego kontaktu z rzeczywistością. Okazało się, że nie przewidziałem jak wielkie znaczenie ma jakość drewna. Kiedy chrust z rozpałki się spalił moje ognisko zamieniło się w wędzarnie. Drewno, które kupiłem było niedosuszone i nie chciało się palić. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie i w rozpaczy „strzeliłem” pirometrem w ogień na zdjęciu powyżej, dostając wynik 490oC – nie tak źle.

Nie zyskałem ceramiki ale jestem bogatszy o wiedzę, którą wykorzystam przy następnej próbie. To nie koniec walki i na pewno będzie kolejny wpis niezależnie od tego czy będzie to sukces czy też nie.

Do następnego razu!

Ciech